2014-10-21

O co walczymy, dokąd zdążamy?


– Politik interessiert mich nicht.
– Aber Politik interesiert sich für Sie.
Vabank II, czyli riposta 

Jak niektórzy z moich czytelników zapewne wiedzą, zdecydowałem się przekroczyć Rubikon i wystartować w zbliżających się wyborach samorządowych. Konkretnie, kandydować na do Rady Miasta Bydgoszczy.
Dlaczego właściwie? Otóż dlatego, że po pierwsze jest z kim a po drugie moje zmęczenie zaistniałą sytuacją przekroczyło punkt krytyczny.

KW Metropolia Bydgoska nie jest partią polityczną, nie jest też quasipartią. Nie jest nawet klasycznym ruchem miejskim. Dobrze pasuje do określenia, które wymyśliłem kiedyś w luźnej dyskusji „koalicja zirytowanych bydgoszczan”. Bo i tak to mniej więcej wygląda - zlepek zaangażowanych w społeczną działalność osób, należących do stowarzyszeń i nie, którzy zmobilizowali się do stworzenia programu i wystąpienia pod wspólnym szyldem. Jestem w stanie się wpasować w tę formułę. Oczywiście nie ze wszystkimi zgadzam się we wszystkim, ale we wszystkim to ja się sam ze sobą nie zgadzam.

A czym jestem zmęczony? Ha. Poniższa lista jest czymś w rodzaju zrzutu z wątroby i jest dość chaotyczna, uprzedzam z góry.

  • tym, że można długo mówić o tym, że Bydgoszcz ma potencjał, ale mało co robi się żeby coś z tego mitycznego potencjału wykrzesać,
  • planowaniem przestrzennym, które się u nas jakoś niespecjalnie przyjęło,
  • długofalowym planowaniem strategicznym, które też się specjalnie nie przyjęło,
  • wizją miasta którą można sprowadzić do „wyrobimy nadwyżkę operacyjną a odnośnie decyzji będziemy zlecać audyty, analizy i studia”,
  • przedsięwzięciami które miasto planuje na trzy czwarte gwizdka, realizuje na pół, a ich późniejszym utrzymaniem bieżącym niespecjalnie się przejmuje, ale za to odtrąbia konsekwentnie peany na temat ciągłego rozwoju,
  • ciągłym klepaniem się po plecach że może i nie absorbujemy środków unijnych w odpowiedniej wysokości, ale i tak jest fajnie i przecież nie może być aż tak bardzo źle,
  • arogancją władzy na wszystkich jej szczeblach, od ministry Bieńkowskiej mówiącej o Bydgoszczy i Toruniu  „One mają komplementarne funkcje, bez względu na to, co mieszkańcy tych miast osobiście o tym myślą” i wciskającej te miasta na siłę do jednego obszaru funkcjonalnego, przez marszałka „Żadne stowarzyszenie nie będzie nas pouczało, jak organizować transport w regionie”Całbeckiego i wojewodę Ewę „ten kawałek parku to święta własność prywatna urzędu i będziemy tam parkowaćm bo tak”[1] Mes a na włodarzu miasta kończąc (choć tu arogancja pojawiła się zasadniczo w czasie kampanii),
  • radnymi, którzy są ciągle tymi samymi twarzami, ale tak naprawdę są bezbarwni i doskonale wymienni, ożywiają się głównie w tak ważkich sprawach jak nazwa mostu, repertuar teatru czy załatwienie sobie miejsc parkingowych pod samym ratuszem (bo gdzieżby tak stanąć dalej jak zwykli śmiertelnicy, o przyjechaniu komunikacją miejską nie wspominając), a potem i tak zamieniają się w maszynki do głosowania.

Z zewnątrz ciężko to wszystko zmienić. Może od środka się uda?

[1] To parafraza stanowiska, oczywiście. Pani wojewoda obwieszczała je zresztą o ile pamiętam ustami swojego rzecznika.

PS. Tak, doskonale wiem z czego zapożyczyłem tytuł posta. Oficjalne kandydowanie nie oznacza, że od tego momentu będę używał tylko i wyłącznie wypranego z ironii i humoru języka rodem z generatorów przemówień.

PPS. Prezydent Bruski zamieścił na swoim blogu (założonym zresztą niecałe półtora roku temu) swoją mowę z konwencji wyborczej PO. Nie ma możliwości komentowania, a wszystkie wpisy czytelników z czasów kiedy takowa istniała zniknęły. To zapewne to wzmiankowane „bezpośrednie odwoływanie się do opinii mieszkańców” w akcji.

No comments: