2011-10-11

Kieruj albo giń



W poprzedniej notce opisałem, dlaczego gros towarów w Polsce wozi się w tej chwili ciężarówkami. W tej dla odmiany wyrażę opinię o bucach, którzy te ciężarówki prowadzą oraz wypuszczają w trasy.

Ja rozumiem, że to ciężka praca jest. Siedzi się za kółkiem kilkanaście godzin, dużo życia spędza poza domem, tuła się po placach manewrowych i obszarach industrialnych. Drogi są wąskie, ciasne i dziurawe, wiodą przez wsie, ciasne rynki miasteczek i zatłoczone ulice dużych miast. Manewrowanie wielotonowym i długim zestawem nie należy do rzeczy najłatwiejszych, a kierowcy samochodów osobowych zachowują się jakby nie zdawali sobie sprawy że ciągnik z naczepą to nie to samo co subkompakt.

Ale to absolutnie w niczym nie usprawiedliwia numerów odwalanych przez wprawdzie mniejszość, ale znaczącą, kierowców ciężarówek.Kto przejechał po Polsce choćby i tysiąc kilometrów po trasach często uczęszczanych przez tiry, widział zapewne cały wachlarz radosnych zachowań. Większość z nich bierze się z chęci do pokonania maksymalnej możliwej odległości w dozwolonym czasie pracy przy jak najmniejszym zużyciu paliwa. Trzeba wyprzedzić? Się wyprzedza, po podwójnej ciągłej, po lewej stronie wysepki na skanalizowanym skrzyżowaniu, z założeniem że ten z przeciwka zjedzie na szerokie pobocze, bo przecież ciężarówce na czołówkę nie wyskoczy. Ogranicznik jest ustawiony na 90? No to jedzie się to 90, co to kogo obchodzi że jakiś teren zabudowany. To bardzo widać zwłaszcza jeśli akurat zwiedzam kraj Krokodylem: z prędkością przelotową 70-80 km/h nie powinna mnie na drodze krajowej wyprzedzić żadna ciężarówka, a jest wręcz przeciwnie - może jedna na dziesięć przestrzega limitu. Żeby było śmieszniej, potem taki jeden z drugim wpycha się gdzieś zapchaną drogę alternatywną żeby ominąć viatoll, tracąc w ten sposób i czas, i paliwo.

Jeśli tylko pominiemy objeżdżanie viatolla, można jeszcze to zrozumieć, o ile nie zaakceptować - po prostu taki kierowca przehandlowuje własne i cudze bezpieczeństwo za zyski, normalna rzecz. Gorzej, jeśli dochodzi do tego wąsate poczucie misji połączone z przekonaniem o własnej nieomylności. Takie zabawy w sprawiedliwość na osiemnastu kołach są niezrozumiałe i ekstremalnie wkurzające - na przykład jazda środkiem dwóch pasów na kilometr przed zwężeniem jezdni, żeby nikt przypadkiem nie mógł pojechać na suwak bo to przecież cwaniakowanie.

Pouczająca jest też lektura komci pod filmikami na youtube obrazującymi to bucowanie. Zawsze znajdzie się grupa której stanowisko można streścić do "MY TU ZAPIEPRZAMY ŻEBYŚCIE MIELI CO JEŚĆ I NA CZYM SIEDZIEĆ, ZA MARNE GROSZE, BEZ ŁAMANIA PRZEPISÓW NIEDASIĘ POWINNIŚCIE NAM BUTY CZYŚCIĆ I ZJEŻDŻAĆ DO ROWÓW JAK SPEŁNIAMY NASZ ŚWIĘTY OBOWIĄZEK".  Cóż, może gdyby kierowcy nie ścigali się kto zrobi więcej za mniej, mieliby lepsze warunki pracy i lepszą pozycję do negocjacji ze swoimi pracodawcami?

Ale czego tu się po ich pracodawcach spodziewać. Niejaki Władysław Frasyniuk raczył był w marcu tego roku wyrazić niezadowolenie z tego, że wrocławski magistrat po raz kolejny spróbował ograniczyć ruch ciężarówek w mieście.

Wcześniej przepływ ciężarówek rozkładał się na cały dzień. Teraz, gdy "opadają szlabany" na głównych ulicach, zaczyna się dramat, bo wszystkie tiry w jednym momencie ruszają do miasta. Obserwowałem to na ul. Powstańców Śląskich. Cały rząd ciężarówek przemieszcza się tam ludziom pod oknami niczym kolumna czołgów, które warczą, zatrzymują się z piskiem i zostawiają spaliny.

O tak, dramat, dwadzieścia minut hałasu. Każdy mieszkaniec z przyjemnością wróciłby do czasów, kiedy te same ciężarówki przejeżdżają mu pod oknami na okrągło przez całą dobę. Not.

Wrocławski zakaz dla tirów zabija te wsie! Drogi są potwornie dziurawe. Jest wąsko, trudno jest wyminąć się z drugim tirem. Ludziom trzęsą się płoty od tych wszystkich ciężarówek, które ciągle jeżdżą obok ich domów. Cieszę się, że nie jestem rodzicem dzieci, które tam mieszkają, bo nie wiem, czy mógłbym spać po nocach.

POMYŚLMY O DZIECIACH!!!!1!1!

Idzie taki maluch poboczem, a obok niego ciągnie się sznur tirów. Niechby tylko kierowca ciężarówki wymijał wielką kałużę na drodze albo dziurę, a dzieciak zapatrzył się albo wbiegł niespodziewanie na ulicę, i tragedia gotowa!
Jak wiadomo, samochody osobowe, autobusy podmiejskie i  reszta ruchu lokalnego wali przez te same dziury na wprost jak po sznurku, a nawet gdyby nie to podwrocławskie dziecko długodystansowe jest na tyle opancerzone że kolizję z polonezem znosi bez szwanku (najwyżej mu się kredki z tornistra wysypią). Dopiero przy ciężarówce strefa zgniotu przestaje wystarczać.

Zakaz dla tirów, który wprowadził u siebie Wrocław, jest eksperymentem, do którego nie jesteśmy uprawnieni. Jest eksperymentem niesprawiedliwym, szkodliwym, niesolidarnym, nieludzkim i aroganckim.
Pan Frasyniuk zapomniał jeszcze dodać że niekonstytucyjnym, łamiącym ustawę o równości działalności gospodarczej i niezgodnym z kartą podstawowych praw człowieka ONZ. Jak już, to już.

Stworzyłem listę z serwisem opon, macierzystą stacją benzynową itd., bo myślałem, że we wniosku do magistratu trzeba będzie wyszczególnić wszystkie te miejsca. Byłem pewien, że zakaz ma radykalnie ograniczyć swobodę poruszania się ciężkich samochodów. I co? Nic z tych rzeczy. Wniosek daje tirom prawo jeżdżenia po całym Wrocławiu.
Wymyślenie co pan Frasyniuk napisałby na ten temat gdyby magistrat kazał mu wyszczególnić miejsca do których mogą jeździć "jego" ciężarówki, pozostawiam jako ćwiczenie dla czytelnika.

Za jakiś czas otworzymy obwodnicę. Myślę, że to odpowiedni moment, żeby miasto zaczęło rozmawiać z przedsiębiorcami na temat regulacji, które trzeba będzie wprowadzić, by ograniczyć ruch ciężkich samochodów w mieście i wyeliminować ruch tranzytowy. Może już teraz magistrat powinien np. sygnalizować zakładom produkcyjnym, by przenosiły swoje magazyny na obrzeża miasta, i zastanawiać się, jak pomóc przedsiębiorcom?

Ależ miasto już raz rozmawiało, w 2010. I odłożyło na rok, żeby zasygnalizować przedsiębiorcom. Identyczną kwestię zapewne Władysław Frasyniuk napisałby teraz, po otwarciu AOW, skupiając się na tym że trzeba otworzyć WOW. Albo poczekać na wybudowanie S8. Albo S5. Albo że nie wszystko jest w przekroju 2x3, no więc po prostu niedasię w takich warunkach.

Artykuł/list, jak wspominałem, pochodzi z marca. Zakaz wjazdu ciężarówek do Wrocławia utrzymano. W maju, lipcu i sierpniu sukcesywnie  otwierano kolejne fragmenty A8. Fali bankructw przedsiębiorstw nie zanotowano, za to zdecydowanie wzrosła płynność ruchu. The horror, the horror...

2011-03-31

Towary na tory

Od jakiegoś czasu po internetach propaguje się kolejna akcja z cyklu „Tiry na tory”(powyższy obrazek pochodzi z zupełnie innego źródła - zlot radzieckich pojazdów wojskowych, w zasadzie jedno z miejsc gdzie nie spodziewałbym się sensownej dyskusji o polityce transportowej - a jednak). Po tych samych internetach biegają sobie też opinie, jakoby tego typu akcje były z góry skazane na porażkę, bo to działa tylko dla tranzytu, bo drogo, bo niedasię. A prawda? Cóż, prawda leży z boku tej osi i jest pochodną stanu zarówno dróg, jak i kolei.

Po pierwsze: transport intermodalny dobrą rzeczą jest. Natomiast wożenie ciężarówek pociągami to jedna z mniej efektywnych form realizacji idei intermodalności. Do tej działalności potrzebujemy specjalnych, niskich wagonów platform - zestaw postawiony na zwykłej platformie wykroczy poza skrajnię. Potrzebna jest również rozbudowana infrastruktura przeładunkowa - pociąg RoLa trzeba ustawić w całości przy rampie czołowej tak, żeby tiry mogły wjechać i zjechać z platform sznureczkiem. Niewiele więcej sensu ma wożenie samych naczep - oszczędzamy energię na wożeniu ciągników, ale i tak potrzebujemy specjalnych wagonów a na dodatek komplikujemy sobie logistykę.

Po drugie: infrastruktura kolejowa, nawet jeśli zignorujemy brak terminali przeładunkowych, leży i kwiczy, a stawki za korzystanie z niej należą do najwyższych w Europie. Prędkość handlowa pociągów towarowych wynosi oszałamiające 25 kilometrów na godzinę, połowę tego co prędkość handlowa ciężarówek. Stawka za kilometr jest wyższa w przypadku kolei. Punktualność leży. Bezpieczeństwo (w sensie bezpieczeństwa ładunku) leży. Można wysłać jednego dalnobojszczika w poprzek całej Polski, kazać mu jechać stuprocentowo zgodnie z przepisami i tankować tylko najdroższe możliwe paliwo, opłacić mu nocleg(i) w dobrym hotelu a i tak przyjedzie na miejsce taniej i szybciej niż gdyby wsadzić go w hipotetyczny TiroNaTor poruszający się po sieci PLK.

Po trzecie, i najważniejsze: w mniej (opłaty dla koncesjonariuszy) lub bardziej (bieżące utrzymanie, remonty i budowa dróg krajowych, ekspresowych i autostrad) ukryte dotacje do tirów państwo polskie pakuje worki mamony. Kolej jest tych worków pozbawiona, czemu zresztą trudno się dziwić - z punktu widzenia większości rządzących jest to rodzaj haraczu dla sfederowanych zwiącholi (post)pekapowskich. Brak tu w zasadzie jakiejkolwiek przemyślanej strategii, brak woli zmiany patologicznej sytuacji w której ministerstwo infrastruktury wraz z urzędem transportu kolejowego jawnie bronią "żywotnych interesów grupy PKP". Nikt nie wydaje się nawet być zainteresowany poważniejszymi reformami - co najwyżej prywatyzacją która tak naprawdę sama w sobie niczego nie rozwiąże.
Co więcej, ostatnio PO grabi sobie straszliwie, czyniąc podchody do przesunięcia środków POIiŚ z kolei na drogi, tłumacząc to nieporadnością PLK w wydawaniu środków i tym że przecież nie mogą się zmarnować. Cóż, nie dość że #prawdależypośrodku, to jeszcze jest to sprzeczne z jednym takim drobnym aktem prawnym. Na szczęście Komisja Europejska nie bardzo chce współpracować. Dodatkowo, takie przesuwanie zaoszczędzonych środków stwarza niebezpieczny precedens. Czy następnym razem jak GDDKiA nie wykona całego budżetu, rząd postanowi niewydane środki wydać np. na budowę portów lotniczych?

Jakie mamy perspektywy? Perspektywy mamy, wbrew pozorom, nie najgorsze. W roku 2012 zostanie, zapewne z jakimś poślizgiem, wdrożony elektroniczny system opłat drogowych. W tym momencie skończą się też darmowe autostrady - ale nie spowoduje to że cieżarówki wrócą do rozjeżdżania wsi i miasteczek, bo i za przejazd przez nie trzeba płacić a koncesjonariusze nie będą chcieli utracić . No i będziemy mieli sytuację, w której po raz pierwszy zrównana zostanie struktura opłat za korzystanie z infrastruktury - do pociągokilometrów dołączą ciężarówkokilometry. I nagle może się okazać, że ta paskudna dziewiętnastowieczna kolej wcale nie jest taka droga. O ile w tymże 2012 nie stwierdzimy że rozpiętość sieci magistralnych linii kolejowych nie wygląda jak sieć autostrad z 2007, a ich utrzymanie - jak torów w 1946.